August 31, 2016

Miasto bez Ciebie

Miasto bez Ciebie jest senne i puste. Bez kolorów są te wszystkie kamienice otaczające rynek, bez kolorów są parasole w ogródkach knajp. I knajpy są puste, i nie ma po co do nich zachodzić, gdy nie ma Cię w mieście. Jedzenie w restauracjach traci smak, kawa jest niewyrazista, spacery męczące. Idę brukowaną ulicą i nie czuję się już jak w domu. Jestem tu obca, otaczają mnie ludzie zajęci swoimi sprawami i samymi sobą, a ja nie mam spraw i nie mam się kim zająć. 
Chodzę po sklepie jak lunatyk, nie wiedząc na co mam ochotę. Włóczę się po galeriach handlowych pijąc jagodowe szejki, od sklepu do sklepu, chociaż nie mam pieniędzy. Co robić w mieście, gdy nie ma pieniędzy i nie ma Ciebie? Nie chcę widzieć się z nikim innym, mam zresztą wrażenie, że nie ma tu nikogo. Że wokół mnie są tylko turyści, zainteresowani muzeami, sklepami z pamiątkami i ulicznymi artystami. Przy Tobie też byłam turystą. Patrzyłam na miasto innymi oczami, chłonąc barwy i dźwięki. Włócząc się nocą po zatłoczonym rynku, siedząc na ciepłym od wakacyjnego słońca bruku - byłam bardziej tutaj, niż teraz, gdy nie rozpraszają mnie Twoje żarty i słowa.
Tramwaj linii numer dwadzieścia jeździ teraz donikąd. Wsiadłabym, jak co drugi dzień, ale nie miałabym gdzie wysiąść. 
I wino nie uderza do głowy, a zapach mięty nie pobudza.

June 9, 2016

Nowa Zelandia



Myślę o wyjeździe już od paru dni                       
Chociaż byłeś wstrętny tylko kilka chwil             
Na mapie palcem wytyczam współrzędne         
Z zamkniętymi oczami: one nie są mi potrzebne     

Odnajduję na globusie dwie plamy                        
Oceanowi i morzu wydane                                 
Na tle tej wielkiej, błękitnej przestrzeni                   
Nie wiem nic o ich istnieniu, prócz tej całej zieleni 

I nie wiem nic o ustroju i władzy                        
No i pewnie mi się to nie opłaci                        
I już radośnie kupuję bilety                                 
I już się pakuję… tylko usmażę ci kotlety           

Chociaż przez Ciebie chcę uciec za morze      
To zależy mi na Tobie, potworze!                   
Po tygodniu, dwóch, pewnie już tu wrócę     
Bo nie przeżyję zbyt długo jeśli Ciebie porzucę 

Ale dziś zamykam się w swoim niebie          
W ścieżkach, pagórkach, daleko od Ciebie  
Jestem zbyt głupia, bo właśnie dlatego    
Nigdy się nie uwolnię, nie ucieknę zbyt daleko

May 21, 2016

Jeśli autobus linii sto czterdzieści pięć wybuchłby w czwartek

Czy gdybym wybuchła, to tęskniłbyś za mną? Czy żałowałbyś tego, że ostatnim razem nie trzymałeś mnie w ramionach chociaż trzy sekundy dłużej? Czy zaciskałbyś w dłoniach moją kurtkę, łapiąc nosem resztkę mojego zapachu, który za chwile zniknie już na zawsze? Czy pomyślałbyś chociaż przez chwilę, że nie wyobrażasz sobie znów świata, w którym mnie nie ma? Chciałabym zobaczyć twoją twarz gdy zdajesz sobie sprawę, że już nigdy w życiu nie będziemy leżeć razem z głowami pod kołdrą, nadzy i rozgrzani, tuląc się do siebie. Lepiej ci leżeć ze mną niż samemu, ale czy to wystarczający powód by umierać z tęsknoty? Chciałabym czytać w twoich myślach, rozumieć jak podejmujesz decyzje i wiedzieć co czujesz. A może wcale nie. Może nie znalazłabym o sobie ani jednej myśli wystarczająco ciepłej by rozgrzała mnie od środka gdy nie mogę zasnąć z zimna. Może bym odkryła myśli tak przykre, że już nigdy nie mogłabym spojrzeć ci w oczy?

Gdyby autobus linii sto czterdzieści pięć wybuchł w czwartek, a Ty wybuchłbyś z nim to zawinęłabym się w twój sweter, chociaż wcale już nie pachną tobą. Nie jadłabym i nie spała, wypłakiwałabym oczy przez kilka dni, skulona w malutki kłębek, aż w końcu umarłabym ze smutku. 

Czy trzeba kochać by umrzeć z miłości? Czy można tak po prostu z przywiązania? Bo ja nie wiem jak się robi kochanie, nikt mnie nigdy nie uczył - w domu przychodziło samo, a w szkole za szybko - by jeszcze szybciej się skończyć. Nie wiem czy można kochać tak bez czyjegoś zezwolenia, nie wiem kiedy to się zaczyna, a kiedy kończy, więc nie zamierzam się deklarować z głębokimi uczuciami, bo wykraczają poza moje kompetencje. Jestem przywiązana. Nie chcę świata w którym nie słyszę Twojego śmiechu, w którym nie głaskasz mnie po ramieniu i w którym nie znajduję oparcia pod twoją lewą pachą. Tyle razy mówiłam, że to najbezpieczniejsze miejsce na świecie. Tam wcale nie grożą mi wybuchy, pistolety i wypadki samochodowe. Nawet w autobusie linii sto czterdzieści pięć. Chciałabym wiedzieć czy w twojej świadomości to miejsce należy już do mnie czy może jestem tylko chwilowym gościem i moja obecność nic nie znaczy?

Bardzo się boję, że jeśli wybuchnę to poczujesz ulgę.


May 11, 2016

O smakach i zapachach


https://img1.etsystatic.com/066/1/11340415/il_570xN.799272187_mvxm.jpg


Stałam na rozgrzanym piasku, parząc sobie stopy, a słońce paliło - czułam pieczenie na ramionach, plecach, twarzy. Wyciągnęłam szyję i ręce, chwytając kojące podmuchy wiatru płynące do mnie ze strony morza. Weszłam do wody, a glony oblepiły mi nogi. Szumiało mi w oczach gdy stałam sama na plaży, czekając aż przyjdzie - ale nie przyszedł. Więc ja poszłam do niego. Leżał za wydmą, z zamkniętymi oczami. Stróżki potu spływały mu z czoła, a jednak wyglądał tak świeżo i pięknie. Biała skóra na białym piasku i przecinający tę bladość błękitny koc. 
W popołudniowym słońcu liczyłam piegi na jego ciele. Całowałam ramiona, całowałam łokcie, nadgarstki i wnętrza dłoni, a potem palce. Smakował słono. Wodą, słońcem, wiatrem. Smakował latem, a ja chyba nigdy nie byłam taka szczęśliwa i spokojna jak wtedy.

***
Znów jest wiosna. Gdy wieczorami spaceruję po wrocławskich ulicach, dusi mnie zapach kwitnących kasztanów i bzu. Ciężki, słodki, przytłaczający. Brudne, ponure ulice przypominają teraz drogerie; na wystawach jest głównie zieleń. Najbardziej lubię noce, prawie bezdźwięczne. Tylko ja jestem głośno: pojękuję, stękam, wzywam - czasem "o kurwa", a czasem "o Jezu". Ginę wśród pocałunków i dotyków, ale żaden z nich nie ma aż tylu piegów i żaden nie zabierze mnie nad morze. Ale nie jest mi bardzo szkoda. Zatapiam się w objęciach obcych ramion, w obcych dłoniach, w obcych ustach. Nie pamiętam jak pachną, nie pamiętam jak smakują, w głowie mam tylko zapachy kwitnących za otwartym oknem drzew. Każdy z nich jest inny, każdy całuje inaczej, ale wszyscy są mi obojętni.
Lubię mieć w nocy otwarte okno, lubię oddychać.

April 20, 2016

Szantaż


Przechadzam się po pagórkach twoich ramion
I po szorstkości nieogolonego podbródka
Badam śliską bliznę pod prawą pachą
I spaceruję w okolicy lewego biodra

Bardzo delikatnie, samymi opuszkami palców
Uważam, żeby nie pozostawić po sobie śladu
A mogłabym przecież (gdybym była złośliwa)
Ekstatycznie przesunąć paznokciami od góry do dołu
Niechcący

Jak będziesz się tłumaczył z pięciu krwawych ścieżek?
„Koty miały zły humor albo jakieś swędzenie po czekoladzie”
„Walczyłem na pięści z niedźwiedziem!”
„To nie tak jak myślisz, kochanie!”

Dostałbyś pewnie w twarz
O awanturze i łzach nawet nie wspominając
Więc czy nie będzie dla Ciebie bezpieczniej
Jeśli łapska schowam za siebie
A spacerować będę sobie dalej
Ale teraz już samymi ustami?

January 19, 2016

Etiuda zimowa



Za oknem jest mgliście i sypie śnieg. Jak okropnie zimno, nie chcę tam wychodzić, w życiu nie wyściubię nosa spod tej kołdry, nikt mnie nie zmusi do wyjścia!
Moje ulubione miejsce na świecie jest między jego ramieniem a lewym bokiem. W nosie mam parzące piaskiem plaże, zimne morskie fale i zapierające dech w piersiach górskie widoki. Nie obchodzą mnie pałace ani parki, najlepiej mi jest na tym socjalistycznym blokowisku, bo tutaj mam źródło ciepła jakiego nie znajdę nigdzie indziej. Lubię tak leżeć mu pod pachą i pakować ręce pod jego koszulkę, przeczesywać palcami włoski na klatce piersiowej. Byłoby mi cieplej gdybym się ubrała, ale nago czuję mocniej, jestem bardziej tutaj niż gdziekolwiek i kiedykolwiek indziej.
- Zapalimy? - pyta, głaszcząc pieprzyk na moim ramieniu.
- Za zimno - mruczę i naciągam kołdrę pod brodę. Pościel jest w czerwone maki, moje ulubione kwiatki. Zupełnie niemęska, ale jaki facet by się przejmował niemęską pościelą, jeśli pod nią leży rozebrana dziewczyna, która znów przytula się mocniej, przysuwa bliżej.
- Możemy w łóżku.
Bez patrzenia wyciągam rękę po paczkę mentolowych fajek leżących na głośniku. On nieco bardziej uważnie, ale równie leniwie, przestawia kubek z moją herbatą, a spodek kładzie na moim brzuchu jako popielniczkę. 
Staram się zapamiętać każdy szczegół: karton po pizzy wsunięty pod łóżko, zapach jego żelu pod prysznic, przyjemne ciepło psa leżącego w naszych nogach, spokojne tykanie zegara i zatopioną we mgle wieżę kościoła, którą ledwo co widzę przez okno na tle szaro-białego nieba. Przez dłuższy czas już nie czułam się szczęśliwa, bardzo mi zaczęło brakować tych chwil obok, kiedy nie musimy nic robić i tylko bez słowa obserwujemy rozpływający się fantazyjnymi falami dym, który unosi się nad naszymi głowami. Jak mi dobrze i ciepło; tym razem nie potrzeba mi nawet słów, żeby mnie przekonać, że wszystko jest w porządku. I wiem, że za każdym razem gdy będzie mi go brakować, to będzie jeden z tych obrazów, które będę przywoływać do swojej pamięci i którego będę żałować - ale tylko dlatego, że każda taka chwila sprawia, że zawsze będę tęsknić jeszcze bardziej.
Mam tylko nadzieję, że nie znikniesz tak szybko, wolę odwlekać nieuniknione, nawet jeśli zbiorę jeszcze więcej takich momentów i na końcu będzie mi jeszcze ciężej je wszystkie unieść.