October 22, 2015

Coming out inaczej.

Mija już cztery lata od najgorszego okresu w moim życiu. Okresu jako czasu, nie jako miesiączki. Najgorszy okres-miesiączkę w życiu mam średnio raz w miesiącu. Ale do rzeczy.
W wieku siedemnastu lat poszłam do lekarza, pani doktor nie zastanawiała się długo nad diagnozą, chociaż ja znałam ją już od dawna - depresja. Nieodstępująca mnie ani na krok, dzień w dzień rujnująca moje samopoczucie. Budziłam się nieszczęśliwa, zasypiałam jeszcze nieszczęśliwsza - bo wiedziałam, że rano będę musiała się znów obudzić. Prawie nie pamiętam tego okresu. Niewiele wychodziłam z łóżka. Chodziłam z psem na długie spacery nad Wisłę, siadałam na wale i zastanawiałam się ile jeszcze wytrzymam i jak bolesne byłoby rzucenie się w zimną toń rzeki. Jedyna osoba, której mogłam się zwierzyć, była setki kilometrów ode mnie, zajęta swoim życiem, ale i tak nie chciałam się zwierzać - wolałam zamknąć to głęboko w sobie, licząc na to, że nikt nie zauważy. Ale nie trudno było zauważyć, gdy w drodze do szkoły zawracałam do domu, żeby wrócić do łóżka. Nie chodziło nawet o to, że byłam wiecznie niewyspana, po prostu nie mogłam się zmusić, żeby przekroczyć próg mojego liceum, gdzie czułam się jak intruz, jak dziwak, persona non-grata. Miałam wrażenie, że nienawidzą mnie nauczyciele, wiedziałam, że nienawidzą mnie ludzie z klasy. A przynajmniej większość. Idąc szkolnym korytarzem, jeśli już do tej szkoły dotarłam - miałam wrażenie, że wszyscy na mnie patrzą, śmiejąc się ze mnie. Z tego jaka jestem - nieśmiała i niepewna, z tego jak wyglądam - tłusta i brzydka. Nie mogłam patrzeć w lustro. Nie mam nawet zdjęć z tamtego okresu, jeśli jakieś miałam, to przepadły, usunęłam wtedy facebooka. I zmieniłam szkołę.
Prawie nie pamiętam początku roku 2012, bo to ciągle było łóżko, spanie po szkole i mocne leki. Wystarczy spojrzeć na archiwum bloga, tamten okres był dla mnie pusty. Wspomnienia zaczynają się gdzieś w wakacje - mój pierwszy koncert, Mystery Jets i The Killers w Krakowie. Potem kupiłam bilet na koncert Lany, tuż przed osiemnastymi urodzinami. Osiemnastkę i to co po niej pamiętam już całkiem nieźle. Tort był tęczowy a dwa tygodnie później poszłam na urodziny kolegi i całowałam się z obcym chłopakiem, co było takie dziwne, bo przecież - kto by chciał mnie całować?
Zaraz później złamałam nogę i kolejnych kilka miesięcy spędziłam znów w łóżku - tym razem z konieczności. Z jednej strony bardzo mi to odpowiadało, z drugiej - miałam już dosyć. Więc zaczęłam coś zmieniać. Uczyłam się grać na gitarze, uczyłam się układać ładnie włosy, kupowałam ładne ubrania, bo dbanie o siebie zaczynało mi dawać cholernie dużo satysfakcji, nawet jeśli nadal siedziałam w domu ze złamaniem. Dwa tygodnie po zdjęciu gipsu pojechałam na koncert, łaziłam po Warszawie, poznawałam ludzi i mocno się malowałam. W wakacje pojechałam nad morze, na biwak z mamą i zobaczyłam Florence and The Machine po raz pierwszy na żywo. Wróciłam do życia.

Nie mówię, że mi przeszło. Zwłaszcza teraz. Jesień znów się do mnie dobiera, robi mi w pokoju bałagan, nie wypuszcza rano z łóżka, zabiera wszystkie siły i chęci. Znów łykam tabletki i cały czas czekam tylko na weekend. Ale w porównaniu do tego, jak czułam się pięć, cztery, trzy lata temu - widzę, jak wiele się zmieniło. Widzę, że mogę mieć cele, do których staram się dążyć, pozwalam sobie na marzenia inne niż te o przespaniu kilku miesięcy - i staram się je realizować. Rysuję, piszę, jem (względnie) zdrowe rzeczy, studiuję coś, czym się interesuję, czekam na kolejne koncerty, układam włosy i ubieram sukienki. I cholernie mnie to uszczęśliwia. Ostatnio myślałam, że to jednak nie daje mi takiej radości, a to nieprawda. W porównaniu do kilku lat wstecz (przecież to nie było tak dawno!) widzę, jak zmieniło się moje życie. Widzę, że jest zawsze jakaś nadzieja, nawet w sytuacjach kryzysowych. I pewnie brzmi to marnie i banalnie. Trudno.
Myślałam wczoraj dużo na ten temat. Dziś łatwiej było mi wstać z łóżka. I zaczynam wierzyć, że może jest jeszcze szansa, żeby się wyleczyć. Jestem swoją własną motywacją.

To zdjęcie z okresu, kiedy zaczęłam zbierać się do kupy. 2013 :)


Jeśli ktoś wszedł tutaj, bo liczył na to, że to będzie klasyczny coming-out, a nie przyznanie się do pięcioletniej walki z depresją, to cóż... w sumie mogę to zrobić, chociaż nigdy tego nie ukrywałam - dziewczyny też lubię!

October 20, 2015

Wyznanie

Tęsknię za Tobą na odległość stołu. Tęsknię, gdy idziemy razem ulicą ale nie trzymamy się za ręce. Tęsknię w trakcie posiłków, gdy śpisz obok mnie i gdy patrzysz przez okno - nie na mnie. Tęsknię, gdy rozmawiasz ze mną przez telefon i tęsknię, gdy odpisujesz komuś na esemesa. A jeszcze bardziej jak mi nie odpisujesz, albo nie odbierasz, bo może coś Cię rozjechało, może Cię pobili, okradli, zamordowali. Wtedy mi głupio, że tęsknię tak samolubnie, powinnam się martwić, a nie tak sobie tęsknić, bo bez Ciebie jest mi zimno i smutno.
Tęsknię najbardziej jak obieram ziemniaki, jak wieszam pranie i jak maluję paznokcie - bo ręce mam zajęte i nie mogę za Tobą tęsknić na fejsie, krótkimi wiadomościami. 
Tęsknię gdy się budzę obok Ciebie, bo zmarnowałam kilka godzin na spanie. I tęsknię jak przeżuwam kotleta, bo nie mogę Cię wtedy całować. Zamiast zasypiać wcześnie i budzić się wypoczęta, to ja tęsknię nocami i budzę się z myślami o Tobie i tęsknię jeszcze bardziej niż zwykle, bo nazbierało mi się tych tęsknot przez całą noc.

Nie tęsknię tylko jak mnie całujesz w czoło i głaszczesz po włosach. 


Albo jak mnie tak cholernie wkurwiasz jak wczoraj.
Wtedy to nie tęsknię już wcale. Spierdalaj.

October 13, 2015

Etiuda jesienna

 

Ciepły, jesienny dzień, spacerowaliśmy po parku. Zerwał dwa złote źdźbła trawy i dał mi je, mówiąc, że to polne kwiaty. Przechowałam je na dnie torebki, a potem wstawiłam do słoika tylko dlatego, że nie mam antycznego wazonu, którego są warte.

Tydzień później nie było już słonecznie i ciepło - zimny wiatr, oboje owinęliśmy się szalikami. Spotkaliśmy się w centrum miasta, pocałował mnie na dzień dobry, a potem powiedział, że ma dla mnie prezent. Myślałam, że dostanę ciastko, ale dostałam kasztana. Trzymam go w kieszeni płaszcza i obracam w palcach gdy czekam na tramwaj. Robi mi się odrobinę cieplej.

Za tydzień na chodnikach może leżeć i śnieg. Będziemy szczękać zębami jeszcze bardziej niż dzisiaj, darujemy sobie romantyczne spacery po mieście i parku. Może tym razem dostanę łamiącego się pod palcami liścia. Ale nie zdziwię się, jeśli da mi w prezencie garść piasku. Nie wiem tylko co miałabym z nim zrobić.