May 21, 2016

Jeśli autobus linii sto czterdzieści pięć wybuchłby w czwartek

Czy gdybym wybuchła, to tęskniłbyś za mną? Czy żałowałbyś tego, że ostatnim razem nie trzymałeś mnie w ramionach chociaż trzy sekundy dłużej? Czy zaciskałbyś w dłoniach moją kurtkę, łapiąc nosem resztkę mojego zapachu, który za chwile zniknie już na zawsze? Czy pomyślałbyś chociaż przez chwilę, że nie wyobrażasz sobie znów świata, w którym mnie nie ma? Chciałabym zobaczyć twoją twarz gdy zdajesz sobie sprawę, że już nigdy w życiu nie będziemy leżeć razem z głowami pod kołdrą, nadzy i rozgrzani, tuląc się do siebie. Lepiej ci leżeć ze mną niż samemu, ale czy to wystarczający powód by umierać z tęsknoty? Chciałabym czytać w twoich myślach, rozumieć jak podejmujesz decyzje i wiedzieć co czujesz. A może wcale nie. Może nie znalazłabym o sobie ani jednej myśli wystarczająco ciepłej by rozgrzała mnie od środka gdy nie mogę zasnąć z zimna. Może bym odkryła myśli tak przykre, że już nigdy nie mogłabym spojrzeć ci w oczy?

Gdyby autobus linii sto czterdzieści pięć wybuchł w czwartek, a Ty wybuchłbyś z nim to zawinęłabym się w twój sweter, chociaż wcale już nie pachną tobą. Nie jadłabym i nie spała, wypłakiwałabym oczy przez kilka dni, skulona w malutki kłębek, aż w końcu umarłabym ze smutku. 

Czy trzeba kochać by umrzeć z miłości? Czy można tak po prostu z przywiązania? Bo ja nie wiem jak się robi kochanie, nikt mnie nigdy nie uczył - w domu przychodziło samo, a w szkole za szybko - by jeszcze szybciej się skończyć. Nie wiem czy można kochać tak bez czyjegoś zezwolenia, nie wiem kiedy to się zaczyna, a kiedy kończy, więc nie zamierzam się deklarować z głębokimi uczuciami, bo wykraczają poza moje kompetencje. Jestem przywiązana. Nie chcę świata w którym nie słyszę Twojego śmiechu, w którym nie głaskasz mnie po ramieniu i w którym nie znajduję oparcia pod twoją lewą pachą. Tyle razy mówiłam, że to najbezpieczniejsze miejsce na świecie. Tam wcale nie grożą mi wybuchy, pistolety i wypadki samochodowe. Nawet w autobusie linii sto czterdzieści pięć. Chciałabym wiedzieć czy w twojej świadomości to miejsce należy już do mnie czy może jestem tylko chwilowym gościem i moja obecność nic nie znaczy?

Bardzo się boję, że jeśli wybuchnę to poczujesz ulgę.


May 11, 2016

O smakach i zapachach


https://img1.etsystatic.com/066/1/11340415/il_570xN.799272187_mvxm.jpg


Stałam na rozgrzanym piasku, parząc sobie stopy, a słońce paliło - czułam pieczenie na ramionach, plecach, twarzy. Wyciągnęłam szyję i ręce, chwytając kojące podmuchy wiatru płynące do mnie ze strony morza. Weszłam do wody, a glony oblepiły mi nogi. Szumiało mi w oczach gdy stałam sama na plaży, czekając aż przyjdzie - ale nie przyszedł. Więc ja poszłam do niego. Leżał za wydmą, z zamkniętymi oczami. Stróżki potu spływały mu z czoła, a jednak wyglądał tak świeżo i pięknie. Biała skóra na białym piasku i przecinający tę bladość błękitny koc. 
W popołudniowym słońcu liczyłam piegi na jego ciele. Całowałam ramiona, całowałam łokcie, nadgarstki i wnętrza dłoni, a potem palce. Smakował słono. Wodą, słońcem, wiatrem. Smakował latem, a ja chyba nigdy nie byłam taka szczęśliwa i spokojna jak wtedy.

***
Znów jest wiosna. Gdy wieczorami spaceruję po wrocławskich ulicach, dusi mnie zapach kwitnących kasztanów i bzu. Ciężki, słodki, przytłaczający. Brudne, ponure ulice przypominają teraz drogerie; na wystawach jest głównie zieleń. Najbardziej lubię noce, prawie bezdźwięczne. Tylko ja jestem głośno: pojękuję, stękam, wzywam - czasem "o kurwa", a czasem "o Jezu". Ginę wśród pocałunków i dotyków, ale żaden z nich nie ma aż tylu piegów i żaden nie zabierze mnie nad morze. Ale nie jest mi bardzo szkoda. Zatapiam się w objęciach obcych ramion, w obcych dłoniach, w obcych ustach. Nie pamiętam jak pachną, nie pamiętam jak smakują, w głowie mam tylko zapachy kwitnących za otwartym oknem drzew. Każdy z nich jest inny, każdy całuje inaczej, ale wszyscy są mi obojętni.
Lubię mieć w nocy otwarte okno, lubię oddychać.