September 22, 2015

Romantyczna historia z miesiączką w tle

 

Zaprosiła go do siebie na randkę. Upiekła ciasto i schłodziła wino. Zgaszone światło i blask świec stworzyły idealną atmosferę, żeby zrobić sobie romantyczny wieczór, ewentualnie, jak kto woli, wywołać diabła albo złożyć ofiarę z ludzkiej krwi. 
Zrobili wszystkie te rzeczy, bo w którymś momencie chyba jednak przestała być "za młoda". Może to wino uderzyło mu do głowy, a może ciasto tak bardzo smakowało, bo przecież nie mogło chodzić o krótką spódniczkę - ostatnim razem mogła by jej nie mieć, a on i tak nie chciał jej tknąć.

Diabła wywołali stosunkowo szybko, w końcu nie chował się za głęboko, siedział jej za kołnierzem, a dekolt miała  znacznie głębszy niż ostatnio. Pchnął ich w swoje ramiona, rozpiął guziki jego koszuli i haftki jej stanika. Zamienił słowa w szepty, przytulenia w pocałunki, a ręce wędrowały coraz niżej i żadnego z nich nie powstrzymała nawet jej miesiączka.

Pościel po wszystkim wyglądała jakby w ofierze ciemnym mocom zarżnięto w łóżku jakieś małe zwierzątko, ale nic z tych rzeczy, nawet jeśli rżnięcie, owszem, było.

September 15, 2015

Diabła miała za kołnierzem


Poszła na randkę ze starszym od siebie mężczyzną i - och jej, bo dawno nie była tak całowana. Z czułością, głodem, namiętnością - wszystkim na raz. Głaskał ją po włosach, po policzku - i całował. Idealnie miękkimi ustami, wilgotnym, ciepłym językiem.
- To może chcesz wpaść do mnie na naleśniki? - zapytała niewinnie. Mogła zaproponować oglądanie pocztówek, picie herbaty, albo czytanie encyklopedii, wszystko było przecież jasne.
Tymczasem on odmawia. Kręci, wymiguje się od odpowiedzi - a ona nie jest w stanie zrozumieć. Widzi, że mu się podoba. A on, wcześniej nie mógł oderwać od niej wzroku - a teraz nie może oderwać też rąk, z trudem odrywa usta. I w końcu mówi:
- Jesteś dla mnie za młoda.
Dziewczyna przeciera oczy, bo przecież  nie wierzy, ale może powinna raczej przeczyścić uszy? Zazwyczaj jej wiek to zaleta. Trzydziestolatkowie to chleb powszedni, ale i starszych ciągnie do niej jak muchy do lepu, bo w końcu to takie fajne, mieć przy sobie taką młodziutką dziewczynę. Tylu starszych mężczyzn do niej zagadywało i pisało - i każdy marzył o osiemnastoletniej kochance! Przecież to klasyka, w filmach i serialach, w piosenkach i opowieściach - starszy mężczyzna znajduje sobie znacznie młodszą kochankę!
Ale w tym wypadku to wada. Bo źle by się czuł, jakby ją demoralizował. Wykorzystywał. I ona tłumaczy, że jej się bardziej zdemoralizować już nie da, po prostu zna ją od tej bardziej neutralnej strony, ale naprawdę, on nie da rady już bardziej zaszkodzić. W końcu usiadła mu okrakiem na kolanach, znów go całuje, wytycza językiem szlaki na szyi, przygryza płatek ucha, słyszy jak ciężko oddycha, jak desperacko trzyma ją w ramionach, nie chcąc, by przestała, jednocześnie bojąc się co będzie, jeśli nie przestanie.
- Czy gdybym nie chciała być wykorzystana, to nosiłabym takie majtki? - pyta przekornie, chwytając go za rękę, naprowadzając ciepłą dłoń na swój pośladek, zupełnie odsłonięty, bo więcej w tych jej majtkach jest wycięć, niż materiału.
Czuje jak mężczyzna bada palcem niepoznany ląd jej pupy, wyobraża sobie jak naprawdę wyglądają te majtki i te pośladki. Wędruje po skrawkach materiału, dociera coraz głębiej. Wsuwa we nią ledwo jeden palec, dosłownie na kilka sekund, ale ona już dyszy mu zachęcająco do ucha, jakby było to znacznie więcej.
- Nie bój się, nie jestem taka niewinna, na jaką wyglądam. Naprawdę diabła mam za skórą. Nawet nie za skórą. Za kołnierzem. Jak mnie rozbierzesz, to sam zobaczysz - rozpina natychmiast dwa guziki sukienki, która wcześniej była skromnie zapięta pod szyję, aż do wyprasowanego kołnierzyka. Drugą rękę prowadzi mu pod sweterek, kładzie na swojej piersi, zaciska dłoń na jego dłoni tak, by sam zacisnął się mocno na niej. Więc on zaciska, dotyka. Nie przeszkadza im pałętający się obok bezdomny, ani całująca się dwie ławki dalej para. Dotyka ją, całuje jeszcze namiętniej, a potem bierze na ręce i podnosi...
...tylko po to, żeby odstawić ją na chodnik i powiedzieć, że niedługo odjedzie jej ostatni tramwaj, więc lepiej będzie, jeśli teraz ją odprowadzi.

September 2, 2015

Nostalgia

Rok temu pojechałam odwiedzić dom, w którym mieszkała moja prababcia. Stary, drewniany dom był zupełnie zarośnięty pokrzywami i różnymi chwastami, nie byliśmy nawet w stanie podejść pod drzwi, nie było zresztą po co. Zrobiliśmy odświętne zdjęcia w niedzielnych sukienkach i pojechaliśmy do bardzo starej cioci na herbatę i ciasto. Wujek jest siwy i z wąsem, ma też konia, kurki i psa. Przez chwilę czułam się tam jak w dzieciństwie, jak u prababci. 
Raz użądliła mnie pszczoła w sam czubek nosa, a moją mamę pogryzły czerwone mrówki, gdy rozłożyła koc na mrowisku. Zrywaliśmy czerwone porzeczki a babcia robiła mi z nich pierogi. I chociaż wiem, że były niesamowicie kwaśne i teraz bym ich nie jadła z takim zapałem co kiedyś, to ciągle wydaje mi się, że te pierogi były najwspanialszym jedzeniem.
Za domem był las, mój dziadek chodził na grzyby, a my na jagody. Raz mnie nie obudzili, byłam wtedy jeszcze malutkim blondaskiem, zrobiło mi się bardzo przykro. Babcia włożyła grzyby pod wiśniowym drzewem, żebym i ja mogła być grzybiarzem. Nie lubiłam jeść grzybów, ale nawet wtedy mi się podobały - soczyście brązowe, wielkie, pachnące.
Do prababci jeździliśmy całą rodziną. Ja, mama, tata, siostra, potem też brat, dziadkowie i Laki, nasz szczeniak dalmatyńczyk. Gdy już urósł, wykarmiony przez babcię na wsi, mój wujek chciał go wziąć na smyczy na spacer. Była zima i skończyło się tym, że pies ciągnął go po lodzie i brudnym śniegu z taką siłą, że mój wujek większość tej trasy pokonał na brzuchu. Tak przynajmniej mi mówili. 

Dwieście metrów od domu babci była stacja kolejowa. Ciągle pamiętam senne stukanie zwalniających pociągów późnymi wieczorami, gdy zasypiałam pod grubą pierzyną, a z kuchni słyszałam jak prababcia słucha w radiu Apelu jasnogórskiego. Nie chodzę do kościoła i nie jestem religijna, ale ta pieśń niesamowicie mnie wzrusza. Pamiętam bardzo dokładnie głos babci, która wyśpiewywała, że czuwa, że jest i że pamięta. Czasem, gdy jeszcze nie spałam, śpiewałam z nią i był to stały wieczorny rytuał, zamiast wieczorynki. 

Gdy niedawno dopiero pokazywałam mamie zdjęcia z zeszłorocznego wyjazdu, widziałam łzy gdzieś w kącikach jej oczu. "Te tory mogłyby być wszędzie, ale ja je zawsze rozpoznam" - powiedziała. Chociaż ja miło wspominam krótkie okresy na wsi, to jednak najbardziej jest to miejsce mojej mamy. Ona spędzała tam w dzieciństwie każde wakacje i święta, a potem zabierała tam raz do roku mnie i moją siostrę. 

Siedzę od ponad godziny na dworcu PKP w Kłodzku, a zaraz jadę dalej. W drodze słońce świeciło mi w twarz, wiatr wywiewał zasłonki przez okna wagonów. Czytałam książkę i co chwila spoglądałam na malujące się w oddali wzgórza. I czułam się tak cudownie rześko i wakacyjnie. 
Dworzec w Kłodzku otoczony jest wzgórzami pokrytymi suchą, żółtą trawą i zielonymi drzewami, chociaż niektóre z nich również już dają znać o nadchodzącej jesieni. I to uspokajające turkotanie starych pociągów. Czuje się wspaniale.


 _______________
Pierwsze zdjęcie to dom mojej prababci. Drugie zrobiłam w drodze do Kłodzka.