April 15, 2011

o byciu dobrym człowiekiem

o byciu dobrym człowiekiem.
znowu.


Gdyby ktoś zapytał się mnie, co najbardziej utkwiło mi w pamięci po czwartkowej wycieczce do Warszawy, to powiedziałabym, że szczury w kinie 5D. Ale gdyby ktoś zapytał się o to, co najbardziej utkwiło mi w sercu - powiedziałabym, że bezdomny. Tak właśnie, dobrze przeczytaliście - bezdomny. Nie poznałam jego historii, nie rozmawiałam z nim, nawet nie zapałałam do niego sympatią - chociaż niewątpliwie jest człowiekiem, który chociaż na moment sprawił, że poczułam się znacznie lepiej. Niedużym kosztem.
Siedząc z Jorgiem nad pierogami ruskimi i dyskutując nad tym, jak wspaniale jest być krytykiem kulinarnym (tyle jedzenia za darmo!), nie zwróciliśmy nawet zbytniej uwagi na mężczyznę, który usiadł przy stoliku obok. No dobra, doszłam do wniosku, ze wygląda jak były członek kapeli rockowej, ale nic poza tym. Przytaknęłam za to, że owszem, farsz jest naprawdę nieźle przyprawiony (na samo wspomnienie robię się taka głodna!). Po chwili jednak, nieznajomy wymamrotał coś do nas, ale nie siedział na tyle blisko, byśmy usłyszeli. I chyba oboje zastanawialiśmy się z Mateuszem, co powiedzieć do siebie nawzajem, bo zapadła taka męcząca, gęsta jak mgła cisza. I w końcu któreś z nas (sama już nie pamiętam kto konkretnie) zapytało o co chodzi.
Obiad. Zostaliśmy poproszeni o postawienie obiadu. Nie o trzy złote na jakieś świństwo, ale o ciepły poisiłek. Przy naszym stoliku porozumiewawcze kiwnięcia głową, bo przecież takich próśb się nie ignoruje. Przynajmniej ja tego nie robię.
- Na co ma pan ochotę?
- Ziemniaki z sosem.
Tak więc były ziemniaki z sosem. Wydaliśmy na to cztery złote (dzieląc na połowę, wyszło po dwa - co to jest za wydatek?), ale satysfakcja była o niebo wyższa od kosztów. Bo dawno już nie czułam się taka zadowolona z siebie. I w sumie dawno już nie poczułam się dobrym człowiekiem.
Co prawda na herbatę, o którą nas jeszcze poprosił, nie mogliśmy sobie pozwolić, bo oboje nie mieliśmy drobnych, pani przy kasie więc nie miała nam jak już wydać reszty, a karty nie przyjmowała więc... Ale to trudno, bo przecież i tak zrobiliśmy coś dobrego, prawda?
Myślę, że nie umiałabym inaczej. Nie umiem przechodzić obok czegoś takiego obojętnie. Bo może i ja też nie jestem idealna... ale ignorantką - nawet jeśli bym chciała - nie umiem być. Za bardzo się wszystkim wzruszam, przejmuję. Nie umiem inaczej i już! I nie potrafię też zrozumieć innych ludzi, tych obojętnych. Przechodzą obok i co? Nie czują nic? Ignorują fakt, że właściwie przed ich stopami ktoś zamarza, głoduje, cierpi? Wzruszają ramionami, mówiąc, że to nie jest ich problem. Oczywiście, że nie ich. Ale czy to przeszkadza nam w robieniu dobrych rzeczy dla bliźniego? Właśnie, wkurzają mnie jeszcze niesamowicie ludzie, którzy w kółko biegają do kościoła, modlą się 24/7 i odmawiają różaniec trzy razy dzienie, a widząc przed kościołem żebraka, prychają z pogardą, albo w ogóle odchodzą bez słowa, odwracając spojrzenie w zupełnie inną stronę. Bardzo to pobożne, serio!
Ale ja nie jestem przecież religijna. Właściwie to mam wszystko w nosie, odliczając momenty "Panie Boże, jak mnie nie spyta z chemii, to pójdę w niedzielę do kościoła!" (wiecie, że to działa?!). Mimo to nie odwracam się. No dobrze, może na początku wcale nie podbiegliśmy do tego człowieka, chcąc mu na siłę wcisnąć wszystkie nasze pieniądze, ale przecież nie odeszliśmy, jak gdyby nigdy nic, tak?
To niesamowite, jak dobrze można spożytkować cztery złote i jak ogromną satysfakcję z tego mieć! Nasuwa mi się na myśl pewien wniosek:
wszyscy przygnębieni, pogrążeni smutku ludzie powinni spełniać dobre uczynki. Po pierwsze: dobre uczynki zawsze do Was wracają (to akurat założenie Buddyzmu, karma - skoro jakoś katolikom to wychodzi nieudolnie), a po drugie: dobry humor nawet w najgorszym okresie - gwarantowany. Może nie za długo, ale na pewno intensywnie. Zastanawia mnie tylko, czy mogę na końcu dorzucić "polecam - Kamila Ciuła" - jak w reklamach. Mogę?

***
Jak widać, porzuciłam angielskie tytuły. Już nie czuję się z tym jakoś szczególnie związana. Zamysł umarł. ;) Miłego wieczoru!