Ciepły, jesienny dzień, spacerowaliśmy po parku. Zerwał dwa złote źdźbła trawy i dał mi je, mówiąc, że to polne kwiaty. Przechowałam je na dnie torebki, a potem wstawiłam do słoika tylko dlatego, że nie mam antycznego wazonu, którego są warte.
Tydzień później nie było już słonecznie i ciepło - zimny wiatr, oboje owinęliśmy się szalikami. Spotkaliśmy się w centrum miasta, pocałował mnie na dzień dobry, a potem powiedział, że ma dla mnie prezent. Myślałam, że dostanę ciastko, ale dostałam kasztana. Trzymam go w kieszeni płaszcza i obracam w palcach gdy czekam na tramwaj. Robi mi się odrobinę cieplej.
Za tydzień na chodnikach może leżeć i śnieg. Będziemy szczękać zębami jeszcze bardziej niż dzisiaj, darujemy sobie romantyczne spacery po mieście i parku. Może tym razem dostanę łamiącego się pod palcami liścia. Ale nie zdziwię się, jeśli da mi w prezencie garść piasku. Nie wiem tylko co miałabym z nim zrobić.
No comments:
Post a Comment