January 7, 2011

mam na sobie Twój zapach


Siedzę w piżamie i nie wiem, czy mam płakać, czy nie. Bo wiesz, mam łzy w oczach. Mam na sobie Twój sweter. Nie protestowałeś, gdy go z Ciebie ściągałam, żeby go sobie przywłaszczyć. I wiesz, on pachnie Tobą. Jest bardzo ciepły. Wyobrażam sobie, że to jest właśnie to ciepło, które mi dajesz, że to Ty mnie tak grzejesz. I płaczę jeszcze bardziej.
Co chwila minimalizuję dokument, żeby popatrzeć na pulpit. Ustawiłam na tapetę Twoje zdjęcie. I płaczę jeszcze bardziej.
Piję sok pomarańczowy z tego kubeczka, który dałeś mojej mamie. Słucham płaczliwej, niemrawej muzyki, czasami przerywam, żeby pokręcić tym czymś od pozytywki, którą mi kupiłeś. I płaczę jeszcze bardziej.
Sama już nie wiem, czy mam płakać, czy nie. Bo wiesz, zaczynam sobie myśleć, że nie jest tak źle, w sierpniu było gorzej. Płakałam bardziej, dłużej. Teraz tylko cicho kapie łezka za łezką. Czyżbym zaczęła się już przyzwyczajać do tych rozstań? Mam nadzieję, że tak, to może nie będzie tak bolało.
Ale czy to nie tak, że jeśli przyzwyczajamy się do tego, że nie jesteśmy razem, to wtedy nie zależy nam na sobie? Nie, wolę tęsknić.
W końcu rozpakowałam torbę. Wypuściłam wspomnienia na zewnątrz, fruwają po moim pokoju, ciągną mnie za uszy. Zapakowałam pocztówki do pudełka do butach między te starsze z Warszawy, a Kraków. Kolczyki są w szkatułce, ubrania leżą na podłodze, nie mam na to siły. I ta pozytywka na moich kolanach.
Patrzę na te zdjęcia i tak intensywnie o tym wszystkim myślę. Te noce w jednym łóżku. Gdy o godzinie czwartej, piątej, albo szóstej (zależy od okoliczności), musiałam się zmywać do siebie, żeby nikt nas nie przyłapał, chociaż nie robiliśmy nic, czego mielibyśmy się wstydzić. Dorosła logika mnie przeraża.
Robi mi się duszno, zupełnie nie mogę oddychać, jak sobie pomyślę o tym, że teraz może i będzie ciężej. Wtedy, gdy wyjechałeś, mogłam zamknąć się w domu, tkwić w swoim pokoju, pisać z Tobą do białego rana i płakać przez całe dnie. Teraz, zaraz, muszę wrócić do szkoły. Do irytujących mnie ludzi, kiedy wolałabym tu zostać. Płakać. Nie mogę przy nich płakać. To byłoby żałosne.
Gdy wszedłeś do autobusu, to nie mogłam Cię zobaczyć. Poszłam kupić chusteczki, nie mogę chodzić zasmarkana przecież, to takie okropne.
Potem wróciłam, ale nie na stanowisko międzynarodowe. Kilka metrów dalej. Patrzyłam na autobus, w którym teraz sobie siedzisz i wiedziałam, że jesteśmy tak blisko siebie, że moglibyśmy jeszcze stać, żegnać się, ale… nie mogłam. Może trzy dodatkowe minuty z Tobą… Nie ważne.
I nie płakałam już. Stałam z zapuchniętymi oczami na obskurnym dworcu Warszawa-Zachodnia, w tym błoto-śniegu-lodzie i patrzyłam się na ten cholerny autobus, myśląc o tym, jak blisko i jednocześnie daleko jesteś i o tym, że nie zobaczymy się może i przez sześć miesięcy. I o tym, że faktycznie mogłam zniszczyć te cholerne bilety.
Przecież liczy się tylko TU i TERAZ, prawda? Byłbyś tak wściekły przez kilka pierwszych godzin, może dni. Chciałbyś mnie udusić, nie wiedziałbyś co zrobić. A mi by to nie przeszkadzało, dopóki mogę trzymać Twoją rękę.
A jak sobie pomyślę o tej szalonej, niestety zmarnowanej, szansie to płaczę jeszcze bardziej.
Gdy autobus ruszył przestałam oddychać. Gdy mnie mijał, to po policzku potoczyła mi się łza za łzą. Bardzo dramatycznie. Ja rzygam już tą dramatycznością. Mam tego dość. Chcę krzyczeć, wiesz? Krzyczeć, bo jestem taka smutna, taka bezradna. Wiem, że zaraz poniedziałek i muszę zmagać się z tym wszystkim.
Potem po prostu szłam i tarłam te łzy, jakoś się nie kończyły. Dopiero potem, jak już byłam w busie. Jak usnęłam. A potem nie czułam nic.
I dopiero teraz, gdy wypuściłam te śliczne, jeszcze świeżutkie wspomnienia, z mojej torby, to zaczęłam płakać. I już nawet nie widzę liter. Tylko płaczę, płaczę, płaczę.
Byłoby lepiej, gdybym nigdy Cię nie poznała, Bart?

I mam cały czas w pamięci smak wszystkich kaw, herbat, gorących czekolad i wszystkich potraw, które razem zjedliśmy.
I tak łatwo jest mi sobie wyobrażać, że to Ty mnie ogrzewasz, że to dzięki Tobie jest mi tak ciepło, że to znowu na Twoim ramieniu lądują moje łzy. Ha, jak łatwo mnie oszukać, to Twój sweter.

2 comments:

  1. mamy taki sam wygląd blogspota ;d

    ReplyDelete
  2. strasznie mi się podoba ten szablon, jak na niego patrzę to mi do głowy przychodzi tylko słówko 'lovely'

    ReplyDelete